W poprzednim temacie (Kto ma moc przebaczania grzechów?) wspomniałem o sytuacji, gdy ktoś zgrzeszy przeciwko nam, czyli w jakiś sposób nas skrzywdzi. Wówczas w ostateczności możemy sprawę poruszyć w zgromadzeniu powołanych i jeśli winowajca nie posłucha, to możemy go traktować jakby był poborcą podatków lub poganinem (Mateusza 18:15-17). Jest to dość dziwna instrukcja biorąc pod uwagę, że w innym miejscu czytamy, że nie mamy sprzeciwiać się złemu.
„Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.” Mateusza 5:38-44
Obie rady mogą wydawać się sprzeczne jeśli potraktujemy je dosłownie i bezwzględnie. Skoro mamy bez sprzeciwu znosić złe traktowanie, to o co mielibyśmy mieć pretensje do winowajcy i na jakiej podstawie mielibyśmy go wykluczać z grona osób życzliwych? Sam rozsądek podpowiada, że zachęta, by znosić zło dotyczy sytuacji wyjątkowej, a dokładniej - ma związek z prześladowaniami. Nie chodzi o to, by być masochistą szukającym przyjemności w bólu i poniżeniu. Chodzi, by być gotowym na prześladowanie. W normalnych warunkach obowiązują nas normalne zachowania, czyli mamy prawo do obrony, ale w sytuacjach, gdy nasz opór nie ma sensu, ponieważ jesteśmy za słabi, mamy poddać się złemu, włącznie z ofiarą najwyższa, czyli aż do śmierci męczeńskiej.